Totalna Porażka: Wiejska Legenda - Odcinek 10
Chef niespodziewanie wpada do pokoju Chrisa
Chris: I co, znalazła się?
Chef: Nie.. Chris: Jak to?! Przecież tak dalej być nie może!
Chef: Wiem.. Na dworzu mamy pustynie.
Chris: Pozostaje nam liczyć na naszych zawodników..
Zaciera ręce
Chris: A ostatnio w Totalnej Porażce: Wiejskiej Legendzie. Beth po raz kolejny starała sie o debiut.. Męczy tak samo jak w Stars vs. Losers! Masakra.. Zadanie polegało na przebyciu malutkiej, zaminowanej, niebezpiecznej planszy.. Nie okazało się to takie łatwe, gdyż jedynymi osobami które szybko nie odpadły była Veronica, Zoey i Moreno. Zwycięstwo dla swojej drużyny zapewnił ten ostatni, a prze-hojny ja wysłałem ich do SPA. Na najbardziej dramatycznej w tej serii ceremonii pojawiły się Krowie Placki. Charlotte i Veronice udało się przegłosować Martina, jednak wtedy Hildegarde wpadła w szał.. Na początku mi się to bardzo podobało, jednak kiedy zniszczyła mi jacuzzi wywaliłem ją, a raczej JoJo z wioski, ratując tym samym Martina. Została tylko 10. Kto wygra, a kto nie do końca będzie zgodny, i pożegna się z walką o milion na wsi? Zostańcie z nami i czytajcie kolejny odcinek Totalnej.. Porażki.. Wiejskiej... Legendy!
<Intro>
Rano, Stodoły drużynowe[]
Wioska była niesamowicie.. Pusta. Nie było żadnego żywego stworzenia. Wszystkie drzewa i kwiaty powysychały, a do tego słońce paliło bardziej niż zwykle. Wszystko znikneło wraz z Dawn..
Cała pozostała trójka przesiadywała sobie w stodole, która została podzielona na dwie części: Martina i dziewczyn. Atmosfera nie była najlepsza po ostatniej ceremonii, jednak było dużo spokojniej bez Hildegarde.
<Charlotte: Chciałam się pozbyć Martina, ale opcja wyrzucenia wstrętnej agentki yeti też mi się podobała. Teraz mam Martina w garści. Hahaha.>
<Martin: Niech Charlotte nie myśli, że tak łatwo przyjdzie jej mnie się pozbyć. Mam jeszcze asa w rękawie. Hahaha.>
<Veronica: Jak myślicie, dzisiaj powinnam użyć turkusowej, czy fioletowej szminki?>
Veronica zaczeła się chichotać czytając czasopismo.
Martin: Co ci tak do śmiechu, idiotko?
Veronica: No bo CocoChannel właśnie wydała nową kolekcje.
Martin: No i?
Veronica: Będziesz mógł sobie kupić nowe buty.
Tym razem i Charlotte wybuchneła śmiechem.
Martin: Pfff.. Jesteście żałosne.
Charlotte: A ty skończony.
Martin: Nie bądź tego taka pewna.
Charlotte: W każdej chwili możemy celowo przegrać zadanie i cie wywalić.
Veronica potakiwała.
Martin: Phi.. A co zrobicie, jeśli mam Krowi totemik?
Charlotte podeszła do niego i szepneła mu na ucho:
Charlotte: Nie masz.. Dobrze wiem gdzie on obecnie jest.
Martin odepchnął Charlotte.
Martin: Ty wiedźmowata wtyczko Chrisa!
Charlotte: Dziękuje, schlebiasz mi. Ale radze ci z nami współpracować, jeśli nie chcesz wylecieć.
Martin: Czyli?
Charlotte: Czyli będziesz nam usługiwał do końca programu.
Martin: Do końca programu?! Chyba sobie kpisz..
Charlotte: Jak sobie chcesz. Tylko nie zdziw się, jeśli teraz odpadniesz.
Martin: Phi!
Veronica: Chodź Charlotte, łazienka jest wolna!
Dziewczyny wyszły.
Martin: Albo nie, czekajcie!
Wybiegł za nimi.
Jo wyciągneła Zoey i Henry'ego na kolejny poranny trening. Po kilkunastu okrążeniach wokół lasu, stu pompkach i dwustu pajacykach cała trójka zatrzymała się przy prawie wyschniętym wodospadzie.
Jo: No. Skończyliśmy rozgrzewke.
Henry&Zoey (jednocześnie): Rozgrzewke?!
Jo: Tak. Teraz możemy przejść do treningu.
Zoey: Ja odpadam. Moje nogi są jak galareta
Usiadła na kamieniu i spojrzała w dół wodospadu. Niespodziewanie dostrzegła tam Brick.. O dziwo nie był sam. Towarzyszyła mu osoba, której Zoey nie była w stanie zidentyfikować.
Zoey: Hej, zobaczcie, to Brick!
Henry i Jo od razu podbiegli do Zoey.
Henry: Gdzie?!
Zoey: No tam.
Wskazała im miejsce, gdzie znajdował się Brick.. Jednak teraz już go nie było.
Zoey: Zaraz.. Zniknął!
Jo: Tsa.. Jesteś pewna, że coś tam widziałaś?
Zoey: Chyba tak..
Henry: Chyba..?
Zoey: To znaczy na pewno! Wiecie.. On wcale nie jest z tymi tubylcami.
Jo: A niby z kim?! Z wiewiórkami?!
Zoey: Z jakąś dziewczyną..
Henry: Ciekawe. Może zejdziemy i zobaczymy czy jeszcze tam są?
Zoey: Nie, to zbyt niebezpieczne.
Henry: Oj tam.. Uwielbiam takie zjazdy i wspinaczki.
Zoey; No ale wróćmy już do wioski.. Źle się czuje.
<Zoey: To było dziwne.. Ale jestem pewna, że to mi się nie przywidziało.>
<Henry: Zoey jest słodka, miła i bardzo ją lubie, ale chyba za dużo się dzisiaj natrenowała..>
<Jo: Ciekawe czy ruda rzeczywiście widziała żołnierza czy tylko udawała, by mnie wkurzyć.>
Jo: Wy idźcie jak chcecie, ja jeszcze pobiegam.
Kiedy Zoey i Henry ruszyli w stronę wioski Jo zaczeła schodzić w dół wodospadu.
Chwile póżniej w porcie pojawił się statek, który po chwili opuściła zreklaksowana drużyna Dzikich Kóz. Jednak po przybycie mocno się zdziwili..
Debora: Wiecie.. Chyba pomyliliśmy wioski..
Wszyscy rozejrzeli się wokoło. Wszystko było wymarłe, jakby życie przestało się tu rozwijać od stuleci. Chcieli uciec, jednak prom już odpłynął.
Debora: Benissimo! I co my tutaj mamy niby robić?!
Moreno: Nie wiem, ale popatrz na nich.
Brendon i Emma mieli wyraźnie niezadowolone miny.
Moreno: Sorella, czyżbyś namieszała w naszej drużynowej parce?
Debora (zaciera ręce): Oczywiście..
<Debora: To było banalne. Napisałam liścik do Emmy jako Brendon, że czekam na nią w solarium. Kiedy moja słodka Emma już się w tym solarium pojawiła, chcąc nie chcąc zamknełam ją. A ona cały czas myśli, że to sprawka Brendona!>
Moreno: Sprytne i przebiegłe. Jak dasz rade, to owiń sobie ją jeszcze bardziej wokół palca, puki jest jeszcze smutna. Ja zajme się imprezowiczem
Wypolerował starannie swoją broń.
Debora: Damy sobie rade, fratellino..
Moreno: Mając Chefa jako sojusznika nie będzie problemów. Wiesz.. Krowi totemik wcale nie jest nam potrzebny.
Kiedy Moreno i Debora rozmwiali Brendon chodził krok w krok za Emmą.
Brendon: Emm, cukiereczku! Gadaj co się stało.
Emma: Zamknełeś mnie w solarium! To nie zgodne z moją kulturą, ale poszłam tam tylko i wyłącznie dla ciebie.
Brendon: Joł, jakie solarium?
Podrapał się po głowie.
Emma: Te w którym mnie zamknełeś. Chyba za dużo wypiłeś..
Brendon: Rybko, ja nie pije od kiedy jestem z tobą!
<Brendon: No może.. Po za.. Kilkoma.. Dobrymi.. Razami.. Hehehe.>
Emma: Proszę cie, daj mi teraz spokój!
<Emma: Tak będzie dla nas najlepiej. Potrzebuje teraz tylko wspólnej medytacji z Dawn.. (zaczeła się psikać sprejem.>
<Brendon (wdycha zapach spreju): Ahhh.. Ten cudowny aromat mojego misia.. Jak tu się w niej nie zabujać, joł?>
Chris (przez megafon): Uwaga zawodnicy, sytuacja kryzysowa! Zbiórka za półgodziny na stołówce.
Stołówka[]
Wszyscy zebrali się w stołówce, gdzie zastali śpiącego Chefa. Kiedy weszli ten się obudził i spłoszony uciekł za lade.
Chef: Zabierzcie ode mnie tą wariatkę.
Moreno: Jaką wariatkę, drogi Chefie?
Charlotte: Pewnie chodzi mu o tą debilną okularnice, co tak namolnie stara się o debiut..
Emma: Beth?
Chef: N-nie..
Chef zrobił wielkie oczy.. Nagle wszyscy odwrócili się, a przy drzwiach stała..
Marie Joulie: Siemka!
Wszyscy: Marie Joulie?!
Marie Joulie: We własnej osobie.
Emma: Co tutaj robisz..
Marie Joulie: A wpadłam zobaczyć co u mojego namiętnika Scotta, i przy okazji chce powrócić.
Emma: Ale on już odpadł..
Marie Joulie się rozpłakała
Marie Joulie: Jak mogliście go wyrzucić? Jak?!
Jednak nagle jej wzrok zatrzymał się przy Moreno, do którego od razu się przylepiła.
Marie Joulie: Hej ciasteczko, moge cię schrupać przy herbatce?
Spojrzała na niego wyzywająco..
Charlotte: Eee.. No comment. Dobra Chefie, gdzie mój pysio-misio zwany Chris?
Chef: Zaraz tu będzie..
I w tym momencie pojawił się Chris z torbą na głowie. Charlotte od razu do niego podbiegła i zdjeła mu tą torbe.
Charlotte: Misiaczku, co się stało z Twoją twarzą?!
Twarz Chrisa była pełna brodawek. Wszyscy z wyjątkiem Charlotte zaczeli się śmiać.
Chris: To sprawka tej nie wdzięcznej przyrodniczki!
Veronica: Hej! Nie obrażaj mojej siostry! Może i jest dziwna, ale jest też fajna.
Chris: Serio? Nie powiedziałbym..
Marie Joulie: Siemka Chris, moge powrócić do gry?
Chris: Niech pomyśle.. Nie?
Przycisnął przycisk i Marie Joulie wyleciała w powietrze.
Moreno: A było tak przyjemnie..
Deobra: Oj tam, brzydka była.
Chris: Ekhem, przejdźmy do zadania! I to szybko, bez pytań i bez wstępów, bo mój wizerunek nie może dalej cierpieć!!
Martin: Słuchamy ciebie geniuszu..
Chris: Odnajdźcie Dawn! Ale to szybko! Nie ważne gdzie, ale odnajdźcię ją i cofnijcie jej zemsty! Drużynie, której się ta sztuka uda zostanie solidnie wynagrodzona!
Henry: Może dałbyś nam coś przydatnego..
Chris rzucił Jo, Charlotte i Emmie po worku.
Henry: Tylko tyle?! Żartujesz sobie?!
Chris: Nie-e! W końcu potrzebuje więcej kasy na nowe jacuzzi! Poprzednie zniszczyła ta wstrętna yeti! Ruszajcie, szkoda czasu i mojej piękności!
Zadanie, poszukiwania[]
Drużyny chętnie lub nie rozeszły się w celu odnalezienia Dawn. Nie mieli pojęcia gdzie mogą ją zastać, a na domiar złego towarzyszył im niesamowity upał.
Martin ciągnął na wózku Charlotte i Veronike w kierunku lasu dodatkowo poganiany batem. Las był strasznie pusty i wysuszony.
Martin: Jesteś pewna, że możemy się jej tutaj spodziewać?
Veronica: Nie, ale zgubiłam gdzieś tutaj ostatnio kolczyka.
Martin wpadł w szał
Martin: Ty idiotko! Mamy zadanie do wykonania, a ty przyprowadzasz mnie do lasu po kolczyka?!
Charlotte: Zamknij się i bądź posłuszny!
Założyła mu worek pd Chrisa na jego głowe i pogoniła go batem.
Martin: Ała!
Charlotte: Może to cię oduczy przezywania Veroniki od idiotek!
<Veronica: Ojej. Moja przyjaźń z Charlotte jest taka fajna jak moja fryzura: trwała i niezniszczalna! Hura my!>
<Charlotte: Im więcej plusów u Veroniki, tym bardziej jest owinięta wokół palca!>
<Martin: Jeszcze im się za to odpłace! Obiecuje wam na honor mojej rodziny!>
Veronica: Zatrzymaj się! Wydaje mi się, że gdzieś tutaj powinien być.
Martin: No to proszę, szukajcie sobie.
Dziewczyny spojrzały na niego, a potem wybuchneły śmiechem.
Charlotte: Nie kochany.. To ty będziesz go szukał.
Martin: Phi!
Dziewczyny rozłożyły się z kocami i dopiero wtedy Martin przeklinając na nie pod nosem poszedł szukać kolczyka Veroniki.
Henry i Zoey samotnie przeszukiwali wodospad w celu odnalezienia nie tylko Dawn, ale i Jo która nie wróciła z przedłużonego treningu.
Zoey: Tylko uważaj na siebie!
Spoglądała kątem oka jak Henry wspina się po kolejnych skałach.
Henry: Spokojnie, widze chyba coś, co może nam się przydać.
Wdrapał się na jedną z półek i sięgnął po gwizdek.
Zoey: Jejku! Ten gwizdek należy chyba do Jo!
Henry: ... Albo do Bricka.
Zoey: A co jeśli Jo również zaginęła?!
Henry: Nie wiem, ale mam nadzieje że nie. Śmiem myśleć, że zaginięcie Bricka wcale nie wiąże się z tymi tubylcami. Daniel chyba miał racje..
Zoey: Z tym, że ktoś inny jest na tej wyspie?
Henry: Nie wiem tego jeszcze..
Henry zszedł i usiadł obok Zoey. Kiedy rozmyślali co się mogło stać z Jo nagle pojawił się za nimi dobrze znany im cień. Odruchowo się odwrócili.
Zoey i Henry (jednocześnie): Jo?!
Jo: No a kogo innego niby się spodziewaliście?!
Spojrzała na nich groźnie.
Zoey: Trochę się martwiliśmy..
Jo: O mnie nie trzeba się martwić. A teraz ruszajmy!
Henry: Zaczekaj, ten gwizdek nie jest twój?
Henry podał jej gwizdek a ona tylko na niego spojrzała.
Jo: Mój jest na swoim miejscu.
Henry: Czyli ten musi należeć do Bricka.. Ciekawe!
Jo: Nie mam pojęcia i szczerze mnie to nie obchodzi. A teraz idziemy ślamazary, bo nie chce przegrać, jasne?!
Zoey i Henry: Jasne!
Jo: No to idziemy na pole.. Z moich obserwacji wynika, że tam możemy ją znaleźć!
Ruszyli w strone pola.
Dzikie Kozy za sprawą pomysłu Moreno rozdzieli się na dwie-dwuosobowe grupki: Brendon z Deborą i Emma z Moreno.
<Moreno: Mamy z sorellą pewien zabójczy plan...>
Brendon z Deborą dokładnie prezszukiwali wioskę szukając jakichś śladów po Dawn.
Debora: Gah! To była głupia idea! Nie znajdziemy tutaj majtek tej ślicznej i małej blondynki.
Brendon: Wyluzuj stringi, ziomalko! Przecież jeszcze nie wszystko stracone.
Debora: Ej! Ja wcale nie nosze stringów. (foch)
Brendon: Joł, to co robiłaś z fioletowymi stringami wczoraj wieczorem?
Debora: Nie fioletowymi tylko czerwonymi, daltonisto!
Brendon: Widzisz? Sama się przyznałaś!
Kiedy Brendon i Debora kontynuowali kłótnie w zupełnie odmiennych nastrojach byli szukający po drugiej stronie wioski Moreno i Emma, która szła w wyraźnym nie pokoju.
Emma: Dawn o niczym nie zapomniała..
Moreno: Co masz na myśli?
Emma: Zwierzęta.. Gdziekolwiek jest wszystkie zabrała ze sobą.
Moreno: Domyślam się tego, seniorino. A nie możesz jakoś jej.. zlokalizować?
Emma: Czekaj.. Popatrz na tamten dom.
Wskazała na dom nieco ukryty w lesie.
Emma: Tam są... rośliny! Jestem tego pewna! Chodź, czuje że Dawn może być blisko!
Emma i Moreno poszli zobaczyć dom.
Martin nadal "szukał" kolczyka. Ale im dłużej zwlekał, tym dziewczyny bardziej przestawały interesować się zadaniem. W tej chwili się opalały plotkując do tego.
Charlotte: [...] I właśnie za to kocham Chrisa.
Veronica: Ojejku! Ta historia jest taka słodka, jak moja różowa opaska.
Charlotte: Eeeem, uznam to za komplement?
Veronica: Oczywiście! Ładniejszej nigdzie nie znajdziesz.
Przytuliła do siebie swoją opaske.
Charlotte: Dobra, nie ważne. A tobie wpadł ktoś w oko?
Zapytała ciekawsko.
Veronica: Taak. Jest przesłodki!
Charlotte: Kto to taki?!
Veronica: Nowy t-shirt z H&M'u.
Charlotte zrobiła facepalm'a.
Charlotte: Ale ja mam na myśli chłopaka! Czyli ŻYWĄ istote!
Veronica: Ahaaa! Trzeba było tak od razu. Uwielbiam Brendona.. No i tego słodkiego Włoskiego mafiozo! Awww.
<Charlotte: Ona na serio jest pusta! Dobrze, że puki co jest użyteczna.>
<Veronica: Kocham zakupy! Faceci też są suuuper, ale szczególnie faceci na zakupach są sweet!>
Po chwili Martin powrócił do dziewczyn.
Martin: Trzymaj. Znalazłem twój kolczyk..
Rzucił Veronice kolczyk.
Veronica: Jest śliczny.. Jednak nie jest mój.
Martin: Żartujesz sobie?!
Veronica pokręciła przecząco głową.
<Charlotte: Prawdziwy kolczyk Veroniki mam ja! Dlatego nasz Martinek trochę się pomęczy.. (szatański śmiech)>
Charlotte: Szukaj dalej, ofermo!
Martin wkurzony powrócił do poszukiwań.
Podążając za Jo zbliżali się na pole.
Zoey: Ale tutaj teraz jest.. Brzydko.
Henry: Tylko ciekawe co takiego Chris jej zrobił.
Zoey: Nie wiem, ale widok jego twarzy pełnej brodawek był śmieszny!
Oboje wybuchneli śmiechem.
Jo: Jak to? Ten pajac McIdiotycznyLean wreszcie dostał nauczki od pani przyrodniczki?
Henry: Tak!
Jo: Dobrze mu tak! Jak już znajdziemy tą Dawn i wygramy to ja osobiście jej pogratuluje.
Rozmwiając doszli na bardzo wyschnięte pole. Było tak sucho, że w tej chwili mieli większy horyzont, dzięki czemu więcej widzieli.
Zoey: Patrzcie! Tak ktoś jest!
Henry: Ten ktoś dodatkowo obgryza drzewo..
Pobiegli na drugą strone pola.
Wszyscy: Chacky?!
Chacky: Nie, jego babcia. Macie może trochę liści?
Zoey: Trochę.. Liści?
Chacky: No wiesz, takie małe.. chude.. smaczne..
Zoey: No wiem co to są liście, ale po co ci one?
Chacky: Potrzebuje ich do mojej śniadaniowej kanapki z mchem, korą i trucinami.. Normalnie full wypas!
Jo: Dobra. Nie marnujmy czasu z tym świrem tylko wracajmy do poszukiwań!
Chacky: Poszukiwań? Czego, kogo?!
Jo: Nie twoja sprawa!
Chacky: Ale Chacky chętnie wam pomoże.
Jo: Nie trzeba!
Chacky: A to szkoda.. Bo pewnie szukacie tej niskiej blondynki, która przechodziła tędy kilka minut temu z masą zwierząt.
Wszyscy (jednocześnie): Gdzie poszła?!
Chacky: Za mną!
Chacky z nosem przy ziemi prowadził farmerów do Dawn. Co jakiś czas zatrzymywał się by zjeść kilka kamieni.
Moreno i Emma pojawili się w jedynym zielonym domu na wsi, Jak zauważyła Emma, wcześniej musiała pomieszkiwać tutaj Dawn ze zwierzętami.
Emma: Była tutaj. Jeszcze jakieś dziesięć minut temu..
Moreno przejechał palcem po zakurzonym biurku.
Moreno: Nie sądze seniorino.. Ona raczej dbałaby o czystość.
Emma: Ale popatrz..
Emma trzymała teraz w dłoniach doniczke z malutkim kwiatkiem.
Emma: Tutaj jest życie! Dawn musi być gdzieś niedaleko.
Szukając dalszych śladów nagle spotkali się z Deborą i Brendonem, którzy nie zauważyli ich ponieważ byli pochłonięci kłótnią.
Debora: No wreszcie braciuszku! Proszę, zabierz mnie od tego idioty.
Brendon: Bez obaw lasencjo. Nie było przecież tak źle.
Puścił jej oczko, podczas kiedy Emma odwróciła wzrok.
Brendon: No i jak, macie coś?
Emma: Nic takiego, po za przepięknym kwiatkiem.
Debora: Super! Czyli jesteśmy w kropce.
Wszyscy zrezygnowanie westchnęli.
Brendon: Ziomy, nie poddawać się! Ruszamy pośladki na dalsze poszukiwania, joł!
Ponownie wszyscy westchnęli i powoli ruszyli na dalsze poszukiwania. Wychodząc z domu Moreno zauważył nie daleko Brick'a i inną nieznaną mu osobe ubranych w liście i mech. Uciekali oni przed pszczołami. Moreno przetarł oczy ze zdumienia, a kiedy ponownie je otworzył Brick'a już nie było..
Debora: Wszystko gra braciszku?
Moreno: Si.. Chyba si.
Przyczepa Chrisa[]
Chris niecierpliwie czekał na kosmetyczkę do twarzy oglądając na kamerach poczynania zawodników.
Chris: No gdzie ona jest?! Moja twarz przecież dłużej nie wytrzyma w takim stanie!
Chef: Nie gorączkuj się tak.. Powinna być za chwile.
Zmęczony Chef siedział obok i popijał kawę. Po upragnionej przez Chrisa chwili kosmetyczka się pojawiła.
Chris: Jesteś spóźniona Sophie! To twoje pierwsze i ostatnie ostrzeżenie. Kolejne takie spóźnienie i wylatujesz!
Kosmetyczka: A sorki, ale byłam na straży pożarnej, i...
Chris: Zaraz, zaraz.. Na straży pożarnej?! Po co?
Kosmetyczka: Chciałam pogadać za strażakami. Oni są taaacy przystojni.
Chris spojrzał na nią uważnie, chociaż nie wiedział jej twarzy.
Chris: Hmm.. Podejdź no bliżej..
Kosmetyczka, która wcześniej stała w cieniu wykonała polecenie Chrisa.
Chris: Marie Joulie?! Czego tutaj znowu szukasz?
Marie Joulie: Zatrudniłam się jako twoja kosmetyczka by być bliżej Scotta. Ale nie mogłam go nigdzie znaleźć..
Chris: Nie mogłaś go znaleźć bo go już tutaj NIE MA! Rozumiesz?!
Marie Joulie: Aha.. To może chociaż jakiś strażak się dla mnie znajdzie?
Chris: Ugh! Dosyć tego. Nie przyszłaś tutaj na pogaduszki, tylko żeby zająć się moim wyglądem. Tak więc do roboty!
Marie Joulie: Jak sobie życzysz.
Kamera powoli oddalała się z przyczepy Chrisa. Słychać było jedynie odgłos wiercenia i pisk Chrisa.
Zadanie, kontynuacja[]
Mijały kolejne godziny i minuty.. Trud poszukiwań narastał.
U Krowich Placków nic się nie zmieniło. Martin nadal samotnie szukał kolczyka, a dziewczyny co raz bardziej leniuchowały.
Charlotte: I jak się bawisz, Martin?
Martin: Świetnie!
Zmęczony i znudzony szukaniem kolczyka Martin oddalił się nieco od dziewczyn i przysiadł sobie przy drzewie by na chwile odpocząć.
<Martin: Nawet jeśli moja sytuacja jest kiepska.. Nie poddam się!>
Już miał wstawać i iść dopiec dziewczynom kiedy nagle zauważył biegnącą przed siebie ze stadem zwierząt Dawn.
Martin: Hej! Zatrzymaj się!
Woła do Dawn, która odwróciła się na chwile w jego strone, jednak potem pobiegła dalej.
Martin: Veronica, Charlotte! Chodźcie, tutaj jest Dawn!
Nie usłyszał odpowiedzi od dziewczyn. Odwrócił się do Dawn i zauważył że ona ucieka. Podwinął więc rękawy i ruszył za nią w pościg.
Szaleni Farmerzy podążali za Chacky'm, który poruszał się bardzo szybko, pomimo iż skakał teraz po drzewach jedząc patyki. Henry podbiegł do Jo.
Henry: A tak właściwie.. To gdzie byłaś kiedy cię nie było?
Jo spojrzała na niego ukradkiem.
Jo: A co cię to obchodzi?!
Pobiegła szybciej zostawiając Henry'ego w tyle. Ten jednak nie dawał za wygraną i nadal dotrzymywał jej kroku.
Henry: Nie ma czego przed nami ukrywać. W końcu jesteśmy drużyną.
Jo: To moja sprawa, i to moja wola!
Henry po chwili namysłu postanowił odpuścić.
Henry: Dobra.. Jak chcesz. Nie naciskam.
Nagle Chacky zeskoczył z drzewa tuż przed nimi i zepchął ich w krzaki.
Jo: Odbiło ci?!
Chacky: Nie. Ktoś nadbiega.
Jo chciała go zignorować i biec dalej, jednak wtedy przed nimi przebiegła Dawn, a za nią Martin.
Jo: Biegniemy za nimi! Musimy ją złapać!
Za poleceniem Jo cała drużyna pożegnała Chacky'ego i pobiegła za nimi.
Martin: Darujcie sobie, ona jest moja!
Jo: Chyba sobie kpisz, chuderlaku.
Zoey po drodze przewróciła się i upadł tuż przed wężem.
Zoey: Pomocy!
Wąż zbliżał się do Zoey. Wtedy jednak nagle został złapany i wypuszczony do lasu do przez Henry'ego. Jo zwolniła na chwile.
Jo: Wszystko gra?
Henry: Tak.. Już wszystko jest ok.
Zoey: Jejku, dzięki Henry!
Bez chwili zawahania pocałowała go.
Henry: Wow.. Nie wiem co powiedzieć!
Zoey: Nic mówić nie musisz.
Ponownie go pocałowała. Tymczasem Jo pobiegła dalej.
Po tym, jak dotarli już do lasu zdecydowali się na ponowne rozdzielenie: tym razem Emma szukała razem z Deborą, a Brendon z Moreno. Ci drudzy zagłębiając się w las napotkali opalające się Charlotte i Veronike. Ukryli się w krzakach.
Moreno: Ulalala..
Brendon: Nie codzienny widok!
Przyglądali sie przez chwile chichoczącym się teraz dziewczyną. Wyglądały, jakby nie miały pojęcia że są w trakcie wykonywania zadania. Brendon i Moreno wyszli z ukrycia. Veronica i Charlotte od razu zwrócili na nich uwage, tym bardziej że chłopaki byli bez koszulek.
Veronica: Aaaaa! Uszczypnij mnie Charlotte, ja chyba śnie!
Charlotte ją uszczypnęła.
Veronica: Ej, za co to?
Charlotte: Nie ważne..
Odepchnęła Veronike na bok, uśmiechając się słodko do chłopaków.
Moreno: Ekhem ślicznotki. Nie widzieliście może gdzieś tutaj Dawn? Veroniko, w końcu to twoja siostra.
Veronica: Pozwól mi się zastanowić będąc blisko twojego kaloryferka.
Moreno: Częstuj się!
Veronica od razu podbiegła do nich i zaczęła się do Moreno przytulać. Jednak Charlotte od razu zmrużyła oczy wyczuwając podstęp. Odepchnęła ich w kierunku małej dróżki.
Charlotte: Zdaje mi sie, że tam poszła. Dlatego nie traćcie czasu i lećcie!
Chłopaki podziękowali i odeszli dróżką. Veronica przylepiona do nich chciała iść z nimi, jednak Charlotte jej to uniemożliwiła.
Veronica: Dlaczego wskazałaś im błędną drogę?
Charlotte: Ponieważ chcieli nas tylko wykorzystać! A tak w ogóle to ich klaty to patyki w porównaniu z Chrisem.
Tymczasem Debora i Emma po cichu obserwowały okolice.
Emma: Dawn gdzieś tu musi być.. Co więcej, ucieka przed kimś.
Nagle Dawn przebiegła obok nich z całą grupą pościgową. Emma chce biec za nimi, jednak Debora ją trzyma.
Debora: Nie, lepiej tam nie biegnijmy..
Emma: Dlaczego?! Możemy przegrać zadanie!
Debora: Bo.. Mamy lepsze rzeczy do roboty.
Debora się zarumieniła.
Emma: Na przykład?
Debora: Na przykład to.
Debora pochyliła się i... pocałowała Emme.
<Debora: No. Pierwsza laska na wsi zaliczona. Czas na kolejne!>
Pościg za Dawn[]
Dawn nadal uciekała przed Martinem i Jo, ktorzy po drodze wzajemnie i celowo sobie przeszkadzali. Jednak byli tak zdeterminowani, że nikt się nie poddał.
Martin: Poddaj się ofermo, ona jest moja!
Odpycha ją, ale Jo w porę robi unik.
Jo: To ty lepiej uważaj, mięczaku!
Jo podstawiła mu nogę, jednak Martin ją przeskoczył. Nie zauważył jednak, że znajduje się przed nim olbrzymie drzewo i... bum!
Jo: Hahaha! I kto tu jest ofermą?
Przyśpiesza i jest już tuż za Dawn, kiedy nagle Dawn zatrzymała się. Przed nią stało wielkie drzewo i naokoło były same skały.
Dawn: Ślepa uliczka..
Jo: No to teraz wszystko jasne.. Jakieś ostatnie słowo, zanim dostarczę cie do McIdioty?
Jo zaczęła do niej powoli podchodzić, natomiast Dawn cofała się jeszcze bardziej.
Dawn: Nie macie pojęcia jakim on jest potworem! Kazał przerobić szopa na skóre dla siebie!
Jo: Gratuluje ci odwagi, jednak milion musi być mój!
Dawn westchnęła.
Dawn: Dobrze, pomogę ci wygrać. Mam w sumie jeszcze kilka spraw do załatwienia na wsi.
Kiedy Jo sięgnęła dłoń by dotknąć Dawn nagle ktoś zeskoczył z drzewo i złapał Dawn do worka.
Martin: O tak! I kto tu jest najlepszy?!
Jo: Ty....
Po chwili pojawia się już normalnie wyglądający Chris w towarzystwie Marie Joulie oraz pozostałych uczestników zadania.
Chris: Brawo Martin, spisałeś się! W nagrodę ty i twoja drużyna otrzymacie zapas czekolady na tydzień!
Krowie Placki: Hura!
Chris: Jo, tez się nieźle spisałaś, ale.. wasza nagrodą będzie jedynie uniknięcie ceremonii, na której zobaczymy się z Dzikimi Kozami!
Jo: Grrrr... To niesprawiedliwe! To ja powinnam wygrać!
Chris: Może innym razem.
Chris spogląda na worek.
Chris: Dawn zajmę się później osobiście. Dzikie Kozy, udajcie się do pokoju zwierzeń by wybrać wykopanego dziś frajera!
Głosowanie[]
<Emma: Głosuje na Debore. Teraz zrozumialam, że przez ten cały czas byłam tylko przez nią wykorzystywana. Szkoda mi Brendona, powinnam była mu uwierzyć..>
<Debora: Czas pożegnać Emme. Dobrze całuje, ale czas podbić kolejne dziewczyny!>
Ceremonia[]
Wszyscy z dziwnym spokojem czekali na wyniki ceremonii.
Chris: Witajcie Dzikie Kozy! Daawno was tutaj nie widziałem..
Moreno: Przejdź do rzeczy..
Chris: Nie tak szybko.. Najpierw mam do was kilka pytań.
Wszyscy jęknęli.
Chris: Emmo, jak to jest całować się z dwoma osobami jednego dnia?!
Brendon spojrzał na nią z niedowierzaniem.
Emma: Ehh.. To nie była moja wina!
Chris: Każdy tak mówi, kiedy jest winny. A Brendon i Moreno? Ładnie tak odwiedzać rywalki będąc półnadzy?
Moreno: To był tylko ruch czysto taktyczny.
Chris: Jasne, jasne.. A może coś pikantnego zdradzi nam Debora? Która dziewczyna jako następna wpadnie w twoje sidła?!
Debora: Mam juz jedną na oku.. Czas pokaże.
Chris zmrużył oczy.
Chris: Ale jesteście nudni. Jednak oddaliście już głosy.. Więc zobaczmy ich rezultaty.
Marie Joulie przynosi Chrisowi karty z wynikami glosowania.
Chris: Dziękuję asystentko. Co my tu mamy...
...
...
Jeden głos na Emme.
...
...
Jeden głos na Debore.
...
...
Drugi głos na Emme! A ostatni z głosów jest na..
...
...
...
...
...
Debore! Czyli mamy remis.
Debora wstała dumnie.
Debora: Ha! Szykuj dogrywkę Chris, ona nie ma ze mną szans!
Chris: Dogrywkę? Eee.. Nie sądze. Jako iż nie mamy za wiele funduszy, to ty dzisiaj wylatujesz.
Debora: Cooo?! Perchè?!
Moreno: No właśnie, perchè?!
Chris: Srerche. Bo tak mi się podoba. I jakby nie patrzeć, to ty zawaliłaś.
Moreno: Grrrr
Moreno wkurzony chce wyciągnąć bron, jednak nie może jej znaleźć. Debora kładzie mu reke na ramie.
Debora: Spokojnie braciszku. Bron biorę ze sobą. Juz więcej ci się nie przyda.
Moreno: Ehh.. To nie tak miało być. Ale wiedz, ze oni za to zapłacą.
Debora: Nie przejmuje się tym. U nas i tak są lepsze laski.
Stanęła wyczekująco przed wykopującym osłem. Zdążyła jeszcze przybić sobie żółwika z Moreno i została wykopana.
Chris: No, to pozbyliśmy się wścibskiej lesbijki. Kto odpadnie jako kolejny? Dowiecie się tego już nie długo!
Bonusowy Klip[]
Duuuużo później. Przyczepa Chrisa. Chris zabiera sie do otworzenia worka z Dawn.
Chris: Czas wyrównać rachunki..
Jednak worek, który przez cały czas był zamknięty w piwnicy okazał się pusty.
Chris: Co?! Marie Joulie, robiłaś coś tutaj?!
Marie Joulie podbiegła.
Marie Joulie: Nic szczególnego.. Bawiłam się tylko trochę strażakami.
Chris: Grrr! Umożliwiłaś jej ucieczkę!
Wrzucił Marie Joulie do piwnicy i zamknął drzwi na kłódkę.
Chris: Jeśli jeszcze ktoś odważy mi się zniszczyć ten wieczór, to..
Nagle rozlega się pukanie do drzwi.
Chris: Zabije, zabije, zabije..
Otwiera drzwi a w nich...
Chris: Brick?!
KONIEC.