Fanon Totalnej Porażki

Na tej wiki głównie przechowujemy stare fikcje pisane przez użytkowników. Jeśli któryś z nich przebywa na innych wiki, a nie chciałby, żeby one były dostępne na stronie, prosimy o kontakt z admininistratorami wiki w celu ich usunięcia.

CZYTAJ WIĘCEJ

Fanon Totalnej Porażki
Fanon Totalnej Porażki

MI MO



ZEMSTY COS TAM COS TAM :))))))))))))))))))))) PORAZKITOTALNEJNA ZAUFAĆ ZAPRASZAM DO OGLĄDANIA


Totalna Porażka: Wiejska Legenda - Odcinek 11

Chris rozmawiał osobiście z Brick'iem za zamkniętymi drzwiami. Przez dziurkę od klucza podsłuchiwali ich Chef i Marie Joulie.

Marie Joulie: O rajciu! Brick wygląda jakoś bardziej męsko!

Chef: Posuń się.

Chef zerknął do dziurki.

Chef: Ja tam nie widzę, żeby ten żołnierz się zmienił.

Marie Joulie: Nie.. Ponieważ on się zmienił wewnątrz duszy. Tylko na niego popatrz.. Wygląda, jakby chciał zostać strażakiem!

Chef: O czym ty bredzisz? Ja tylko słyszę, ze on ciągle gada o jakiejś...

Nie dokończył, ponieważ nagle Chris otworzył drzwi.

Chris: Co wy tu robicie?! ładnie to tak? ... A ostatnio w Totalnej Porażce: Wiejskiej Legendzie. Dawn zniszczyła mi wizerunek, twarz, wioskę, przyrodę! I to wszystko z powodu jakiegoś głupiego buntu. Wielkie mi halo. Zamieniłem kilka zwierząt na futro, a ona mi rujnuje show! Odnalezienie Dawn zleciłem uczestnikom. Nie którzy byli bardziej zainteresowani, inni mniej. Ostatecznie w wielkim pościgu to spryt Martina pozwolił mu złapać Dawn, wykiwawszy Jo w ostatniej chwili, chociaz miala pomoc w postaci Chacky'ego.. Debora pocałowała Emme, która nie dawno całowała się z Brendonem! Dzikie Kozy pojawiły się na ceremonii.. I pomimo remisu w glosowaniu pomiędzy Emmą i Deborą, wyleciała ta druga. A co czeka was dzisiaj? Kto zadebiutuje, a kogo przywrócę do gry? Zapraszam na kolejny odcinek Totalnej Porażki: Wiejskiej Legendy!

<Intro>


Baaardzo wcześnie rano[]

Wszyscy sobie jeszcze smacznie śpią.. Nawet kogut jeszcze się nie obudził. Nagle Chris wydarł się przez megafon.

Chris: Wstawać ślamazary w trybie now! Macie pół godziny żeby się spakować i pojawić na placu głównym. Mam dla was kilka wieści!

Zaczęło się narzekanie, marudzenie itp..

Szalenifarmerzy

Jo była pierwszą osobą, która wstała i rzuciła się do pakowania walizek.

<Jo: Tak! To wszystko musi oznaczać nareszcie rozwiązanie drużyn! ... Lub kolejne głupie zadanie Chrisa.>

Jo dalej pakowała się jak szalona, kiedy głowę z nad swojego łóżka uniósł Henry.

Henry: Proszę.. Tylko nie wyciągaj nas na kolejny trening..

Jo: Ja mam wyciagac was na trening?! Chyba sobie kpisz.

Henry uniósł jedną brew.

<Henry: Ona rzeczywiście się czegoś spodziewa.. Nie wyciągnęła nas z łóżek ani nie groziła nam, ze jak przegramy to nas zabije! Cud...>

Również Zoey przeciągnęła się i wstała. Jednak jak się spostrzegła, jej kwiatek powoli opadał.

Zoey: Och! Musze wymienić sobie kwiatka..

Henry: Mam nadzieje, ze lubisz żonkile, bo mam tu jednego dla ciebie.

Zoey: Dziękuję! Jest prześliczny!

Zoey umieściła sobie nowego kwiatka we włosach.

Zoey: Musze się spakować..

Jo: Tak jak my wszyscy. Mam nadzieje, ze McIdiota rozwiąże dzisiaj drużyny.

Henry: A źle ci się z nami współpracuje?

Jo: Nie oto chodzi. Po prostu wole działać solo.

Henry: No to może we trójkę nawiążemy sojusz.. Po rozwiązaniu drużyn taki sojusz będzie dla nas korzystny.

Jo: Hmmm...

Jo pomyślała przez chwile o propozycji Henry'ego.

Jo: Pożyjemy zobaczymy.

Spakowała ostatnią rzecz i pobiegła na plac główny. Henry westchnął na myśl, ze on sam musi się jeszcze spakować.

Zoey: Jeśli chcesz, chętnie ci pomogę.

Henry: Miło z twojej strony, ale nie trzeba. Sam muszę ogarnąć mój bałagan.

Zoey i Henry dalej prędko się pakowali.

Dzikiekozy

W stodole Dzikich Kóz każdy pakował się w ciszy. Jedynie Moreno siedział, i zabijał wzrokiem Brendona i Emme.

<Moreno: Głosowanie na moją sorelle nie ujdzie im płazem! Teraz tylko pozostaje pytanie.. Którego z nich pozbyć się szybciej?>

Kiedy Brendon chował kolekcje płyt niespodziewanie podeszła do niego Emma.

Emma: Masz chwile?

Brendon: Dla ciebie zawsze.

Emma zarumieniła się i westchnęła.

Emma: Bo wiesz.. Ja chciałam cie przeprosić za moje wczorajsze zachowanie.

Brendon: Luzik Emma. Nie ma za co przepraszać!

Emma: Myślę, ze jest.. Nie powinnam była cie oskarżać. Tym bardziej, ze wiele dla mnie zrobiłeś.

Brendon: Tsaa.. Naprawdę nie ma sprawy. Może skoczymy na deskę, co?

Wziął deskorolkę, którą chwile wcześniej chciał spakować.

Emma: Może później? Zostało nam mało czasu, a nie chce żebyśmy później zostali ukarani..

Moreno, który wcześniej przysłuchiwał się ich rozmowie wstał. Byl już spakowany.

Moreno: Ci vediamo dopo..

Zasalutował im i wyszedł. A oni tylko wzruszyli ramionami.

Moreno: Ja im pokaze moją vendette..

Przyśpieszył kroku i ruszył w stronę stołówki, licząc ze znajdzie tam swojego sojusznika. Na jego szczęście, Chef tam był i właśnie oglądał telewizje.

Chef: M-Moreno? Potrzebujesz czegoś?

Moreno: Scenariusza na ten odcinek.

Powiedział szorstko, wyraźnie zezłoszczony.

Chef: Nie mam o nim pojęcia.

Moreno zrobił krok w jego stronę i spojrzał na niego kpiąco.

Moreno: Nie jestem w nastroju do żartów. Dawaj scenariusz, albo twój język zawiśnie na mej ścianie.

Chef: Jest w dolnej szufladzie.

Moreno powoli oddalił się do małej szufladki przy wyjściu. Otworzył ją i wyjął scenariusz. Zagłębił się w lekturze, po czym usatysfakcjonowany odłożył papiery na miejsce. Po chwili wyszedł bez słowa.

<Chef: Oczywiście, ze sie boje Moreno! Ale nie oszukujmy się, potrzebuje kasy, a tylko on jest w stanie zapewnić mi połowę! Nikt inny nie jest tak zdeterminowany.>

Krowieplacki

Cała trojka Krowich Placków nie odmówiła sobie przyjemności, i jedli zapas czekolady. Tylko ze nie tylko ubrudzili siebie, ale i całą stodołe.

Charlotte: Dobra robota Martin. Następnym razem tez się tak postaraj.

Martin (pod nosem): Nie będzie następnego razu..

Charlotte: Co powiedziałeś? Chyba nie zrozumiałam.

<Martin (modli sie): Proszę, prooosze! Niech Chris dzisiaj rozwiąże drużyny. Już wszystko sobie zaplanowałem..>

Martin: Powiedziałem, ze następnym razem postaram się jeszcze bardziej, hehe.

Otworzył sobie kolejną czekoladę.. Z zapasów, które miały im wystarczyć na tydzień zostało im zaledwie kilka tabliczek.

Charlotte: Jedz sobie, jedz. Wszystko dla ciebie.

<Charlotte: Niech Martin się opycha. Jeśli nie dojdzie do rozłączenia drużyn to po tylu czekoladach za wiele nie zdziała.. Ale nawet jeśli do rozłączenia drużyn dojdzie to tez jest w kropce! Jestem genialna.>

Tymczasem Veronica chodziła po pokoju i zbierała swoje ubrania, kosmetyki oraz biżuterie.

Veronica: No nie.. Chyba znowu zgubiłam kolczyka.

Przygryzła wargę obawiając się reakcji Martina. Jednak ten tylko złapał ją za ramie, i przyjaźnie się uśmiechnął.

Martin: Nie martw się. Ja go poszukam.

Charlotte i Veronice opadły szczęki.

<Charlotte: Przyjaźnie uśmiechający się Martin, który proponuje pomoc? (wybuchnęła śmiechem) Nie no, to musi być jakiś podstęp. Zdecydowanie tego nie kupuje..>

Kilka minut później Veronice udało spakować się kilkanaście swoich walizek i na ostatnią minute pojawili się na placu głównym.


Plac Główny[]

KrowieplackiDzikiekozySzalenifarmerzy

Wszystkie drużyny przybyły na miejsce zbiórek tak jak kazał im Chris - spakowane. Chris jak zwykle spóźnił się.

Chris: Witajcie wieśniaki!

Jednak nikt nie zwrócił na niego uwagi. Każdy był zajęty rozmową. Wkurzony Chris wyjął trąbkę i dmuchnął w nią całą siła swoich płuc. Od razu wszyscy stanęli na baczność i spoważnieli.

Jo: Spóźniłeś się.

Chris: Oj tam, oj tam. Każdemu przecież się zdarza.. Ale nie przedłużając, mam dla was kilka wiadomości.

Henry: Słuchamy.

Chris: ... Nie poganiać mnie! Ponieważ jesteśmy w środku sezonu, od dzisiaj oficjalnie rozwiązuje drużyny!

Rozległ się okrzyk radości.

<Martin: Nareszcie..>

<Moreno: ..Mogę..>

<Charlotte: ..Działać..>

<Jo: ..Solo!>

Chris: Co więcej, po długich i nie owocnych poszukiwaniach, do programu powraca... Brick!

Brick: Ahoj żołnierze!

Chris: ... A zgodnie z prośbą Bricka, powitajcie w programie również.. Selishe!

Henry: O nie..

Nic się nie dzieje.

Chris: Ekhem! Gdzie jest Selisha?

Brick: Nadchodzi!

Nagle zza drzew wyłania się przemieszczająca się na lianach smukła sylwetka Selishy. Zwinnie przeskoczyła po ostatnim drzewie, po czym wylądowała wprost przed Chrisem.

Selisha: Selisha przepraszać za spóźnienie, ale Selisha musiała pokonać starszych.

Charlotte: Eee.. Misiu, skad wytrasneles tą dziwaczkę?

Brick: Tylko nie dziwaczkę.. To ona uratowała mnie z rąk tubylców.

Selisha ukłoniła się przed wszystkimi.

Selisha: Selisha-san wita! Ochronię was przed wszelkim niebezpieczeństwem.

Zoey: Jak to Brick? Czyli tubylcy cie nie porwali?

Brick: Nie zdążyli.. A dokładnie było to tak...

Retrospekcja Bricka[]

[Wydarzenia te pochodzą z Odcinka 8]

Brick szukając drużyny zapuścił się w rejonach wioski, które były starannie ukryte i dużo bardziej przerażające. Od razu wpadł w panikę.

Brick: Halo?!! Czy jest tu ktoś?!! Pomocy!!

Nagle dostał strzałką usypiającą, i ostatnie czym zauważył były zbliżające się kroki tubylców.


...


Kilka godzin później obudził się na wielkim tronie. Usta miał zakneblowane a wokoło niego tańczyło setki tubylców. Na początku myślał, ze uważają go za króla. Lecz kiedy rozpalili pod nim ognisko od razu zrozumiał ze jest daniem głównym. Błagał o pomoc, lecz bezskutecznie. Nagle pojawiła się Dawn. Przybyła nie zauważona przez nikogo jakby wiedziała ze jest w niebezpieczeństwie.

Dawn: Wszystko gra, Brick?

Brick: Nie! Jestem zwiazany i zaraz pewnie mnie spalą na stosie!

Dawn próbowała go odwiązać. Brick obawiał się, ze zaraz i ją zwiążą, ale Dawn nadal pozostawała niezauważona.

Dawn: Nie dam rady.. Ale nie martw się. Sprowadzę pomoc i postaram się zyskać tobie na czasie.

Brick: Tylko nie rób niczego głupiego!

Dawn zwróciła na siebie uwagę i uciekła. Część tubylców ruszyła za nią w pościg, lecz prędko się wróciła.

...

Godzinę później niespodziewanie pojawił się Chris z Chefem. Cos krzyknęli do Bricka, jednak ten nic nie zdołał zrozumieć. Po chwili tubylcy uwięzili prowadzących. Kilka minut później pojawili się pozostali uczestnicy. Brick pomimo iz bardzo chciał, nie był w stanie im pomóc. A kiedy przybyła Hildegarde, tubylcy odwrócili całkowicie od niego uwagę. Wtedy nagle usłyszał, jak ktoś cicho wolał go zza krzaków.

Selisha: Pssst!

Brick: Kim jesteś?!

Selisha: Jestem Selisha-san i chce pomóc ci się stąd wydostać. Wiem, ze ci starsi są niebezpieczni, ale mam katanę!

Brick: Tylko ze nie mogę uciec! Jestem związany, a pozostali moi przyjaciele walczą tam o życie!

Selisha: Nie doceniasz mojej katany.

Spojrzał na chwile i odetchnął. Hildegarde uporała się z tubylcami, którzy teraz uciekali w ich kierunku.

Selisha: Chodź za mną!

Brick: Ale..

Selisha: Przecięłam liny. Szybko, uda nam się!

[Koniec Retrospekcji]

Plac Główny[]

Chris: Interesujące.. Ale czas przejść do pierwszego zadania po rozwiązaniu drużyn! Musicie udać się do lasu, i znaleźć na drzewach 11 kluczy.

Martin: Co?! Przecież tam są tysiące drzew!

Chris: No właśnie, dlatego nie będzie to takie proste. Tylko na 11-stu drzewach znajdują się klucze. Ale pewnie zastanawiacie się, do czego będą wam służyć te klucze..

Świerszcze.

Chris: Otóż udacie się później z nimi na stołówkę, i będziecie mogli otworzyć nimi skrzynki, w których czekają dla was nagrody które przydzą się wam.. później.

Jo: To wszystko?

Chris: Tak..

Wszyscy pobiegli do lasu.

Chris: Aha.. Zapomniałem uprzedzić was o niebezpieczeństwach, jakie możecie tam znaleźć, ale.. co tam!

Las, zadanie[]

Jo natychmiast wysunęła się na prowadzenie. Najszybciej pokonała również pierwszą przeszkodę w drodze do lasu - pole minowe.

<Jo: Teraz kiedy drużyny zostały rozwiązane nikt nie ma ze mną szans!>

Kawałek za Jo znajdował się Brick oraz debiutantka Selisha. Brick biegł przez pole minowe z zamkniętymi oczami, i z pewnością wyleciałby w powietrze gdyby nie Selisha i jej katana.

Brick: Dzięki Selisha, ale nie musisz mi pomagać. Musisz uważać też na siebie.

Selisha: Ale Selisha musi chronić wszystkich przed starszymi!

Brick: Narażasz przy tym tylko swoje życie. Patrz!

Selisha o mało nie wbiegłaby w minę, jednak Brick popchnął ją w ostatniej chwili.

Selisha: Dzięki!

Kiedy udało im się przejść pole minowe Brick wbiegł do lasu, natomiast Selisha się cofnęła.

Brick: Co robisz? Przecież klucze są na drzewach!

Selisha: Selisha-san musi ochronić innych. Oni też są w niebezpieczeństwie!

Selisha wróciła na pole minowe by pomóc innym. Natomiast Brick wspinał się na pierwsze drzewo. Nagle dostał od kogoś jabłkiem.

Jo: Nic się nie zmieniłeś ofermo! Nadal potrzebujesz pomocy niańki.. Gdyby nie ta dzikuska to leciałbyś nadal w powietrzu.

Brick: Ej! Nie nazywaj jej dzikuską.. Ona była już w Ameryce Totalnej Porażki i też ma doświadczenie.

Jo: I co jeszcze? Bez niej pewnie wilki zrobiłyby z ciebie kolacje.

Brick: Grrr...

Brick wkurzył się i dostrzegł na drzewie pomiędzy nim a Jo klucz. Po chwili dostrzegła go również Jo. Obydwoje zaczęli wspinać się jak najszybciej jak potrafili. Wspinali się łeb w łeb. Wtedy Jo zaczeła go atakować szyszkami. Brick'owi udało się jednak wszystkich uniknąć.

Jo: No proszę, a jednak nie jesteś taki ciapowaty.

Brick: Dzięki!

I kiedy to Brick z uśmiechem chciał się wspinać dalej dostał gałęzią.

Jo: Hahaha! A jednak się myliłam.

Jo zdobyła pierwszy klucz i zeskoczyła z drzewa wprost przed Brickiem.

Jo: Ale nie martw się. Kilka drzew dalej też powinien się znajdować jeden dla ofiar!

Brick otrzepał się i spojrzał na wybiegającą z lasu Jo. Nie wiedział do końca czy mówiła prawdę z kluczem czy nie. Poszedł się upewnić i postanowił wspiąć się na drzewo. Tymczasem Moreno spokojnie przeszedł przez pole minowe. W kieszeni miał również klucz od Chef, jednak nie chciał by ktoś się tego domyślił dlatego szedł jak wszyscy. Kiedy wdrapał się na pierwsze lepsze drzewo wyjął z kieszeni klucz i udawał, że znalazł go na drzewie.

Moreno: Che fortuna! Klucz na pierwszym lepszym drzewie..

Prędko ruszył w drogę powrotną.

Kolejne osoby przeszły przez pole minowe. W towarzystwie Selishy pojawili się Henry i Zoey. Selisha nawet w lesie atakowała kataną wszystkie możliwe krzaki.

Selisha: Ty podły starszy! Nie masz prawa tknąć tych ludzi!

Zoey: Więc znacie się z Ameryki Totalnej Porażki?

Henry: Taak. Twierdzi, że jest Sayą z Blood C.

Zoey: Ale ona nie atakuje ludzi?

Henry: Chyba nie.. Skoro ona chce chronić ludzi to pewnie nie.

Zoey: Pogadam z nią.

Zoey podeszła do Selishy z uśmiechem.

Zoey: Selisha.. Dziękujemy ci za pomoc z polem minowym.

Selisha: Drobiazg! Chociaż zostało jeszcze wiele zła na tym świecie.

Nagle przyszedł do nich Brick z kluczem w ręku.

Brick: O hej Zoey.. Nadal się na mnie gniewasz?

Zoey: Skądże. Było minęło. Mike i tak już nie odpowiada na moje listy.. To już jest koniec.

Brick: Naprawdę mi przykro.. Selisha, mam dla ciebie klucz.

Selisha: Dla mnie? Selisha sama idzie poszukać.

I nim Brick zdążył coś powiedzieć Selisha wspięła się na drzewo.

Henry: A ja mam klucz dla Ciebie, Zoey.

Zoey: Dziękuje! Ale zatrzymaj go sobie. Nie mogę pozwolić byś ty był bez klucza.

Henry: Spokojnie, mam jeden i dla siebie. To co, idziemy?

Zoey: Zaczekajmy na Selishe.. Pewnie i tak Jo jest już przy stołówce pierwsza, a ostatni nie jesteśmy, więc nic nie stracimy.

A na ostatnim miejscu powoli na polu minowym Martin nosił Charlotte i Veronike.

Charlotte: Szybciej! Jesteśmy ostatni!

Martin: Nie jesteście takie lekkie..

Veronica: Jeśli chcesz mogę cię upiększyć

Veronica zaczeła pudrować nos Martina, przez co on się rozkojarzył. I zanim zdążył się ogarnąć wpadli w minę..

Charlotte: No świetnie Martin! Nawaliłeś!

Veronica: Ale za to jesteśmy teraz jak ptakiiiiiiii..

Zaczeli spadać prosto do lasu. Każdy z nich wylądował na innym drzewie.

Veronica: Hej! Tu jest klucz!

Charlotte: Dawaj mi go!

Cała trójka zeszła z drzew. Charlotte wyrwała klucz Veronice.

Martin: Ja też mam jeden!

Charlotte: Dawaj mi go! Ten będzie dla Veroniki..

Charlotte wyrwała klucz Martinowi, i wręczyła Veronice. Następnie dziewczyny poszły w kierunku stołówki, zostawiając chłopaka samego.

Martin: Niewdzięcznice!

Nagle coś porwało Martina.


Stołówka, zadanie[]

Uradowana prowadzeniem Jo wbiegła jak torpeda do stołówki, wydając z siebie dumny zwycięski okrzyk. Nie spostrzegła się jednak, że nie jest pierwsza. Na przy ladzie siedział już Moreno i czytał gazetę.

Jo: He? Co ty tutaj robisz?

Moreno: Siedzę..

Jo: Jak to możliwe, że mnie wyprzedziłeś?!

Moreno: Normalnie. W mojej skrzynce była gazeta. Ciekawe w czym ma mi później pomóc..

Zdenerwowana drugim miejscem w stołówce Jo otworzyła jedną ze skrzynek swoim kluczem.

Jo: Kij bejsbolowy? O tak!

Moreno: Kij bejsbolowy i gazeta? Co dalej.. Może kilof?

Jo: Oby następne zadanie polegało na sile fizycznej!

Moreno: Zobaczymy.

Tymczasem przybiegła Emma z Brendonem, którzy po znalezieniu klucza przebiegli skrótem.

Emma: Hej wam..

Moreno: Witajcie przyjaciele! Jak tam mija zadanie?

Emma: A dobrze.. Nie gniewasz już się na nas za głosowanie na Deborę?

Moreno: Ja gniewać? Skądże.. Moja siostra czasami denerwowała mnie samego, dlatego jestem w stanie to zrozumieć.

<Emma: Ahh. Kamień spadł mi z serca. A tak się obawiałam reakcji Moreno..>

Brendon i Emma otworzyli swoje skrzynie.

Brendon: Butelka wody..? Ale czad!

Emma: To nie jest butelka wody.. To butelka z trucizną!

Brendon: Oh man! Jeszcze lepiej!

Emma: Nie koniecznie.. Ale ja mam odtrutke na truciznę.

Brendon: To może ja się zatruje, a moja pani doktor mnie wyleczy?

Emma: Mamy już jednego doktora..

Henry: Ktoś mnie potrzebuje?

W stołówce pojawił się Henry, Zoey, Brick i Selisha, która weszła jako ostatnia i szybko zamknęła drzwi.

Brendon: Nie, już nikt!

Jo: A ta dziwaczka co takiego robi?

Selisha: Blokuje drzwi przed starszymi! Na pewno będą chcieli nas dopaść.

Moreno: Starsi? Masz na myśli tych, co grasują właśnie za oknem?

Selisha szybko wyskoczyła za okno.

Brick: No i świetnie. Nie trzeba było jej okłamywać.. Teraz prędko nie wróci.

Brick wystawił głowę za okno i zaczął nawoływać Selishe. Tymczasem Zoey i Henry otworzyli swoje skrzynie.

Zoey: Dostałam .. magnez?

Henry: A ja latarkę..

Minute później przybyły również Charlotte i Veronica.

Moreno: Czyli jeszcze tylko Martin i będziemy w komplecie.

Charlotte: Kto by się tam przejmował Martinem.

Podeszła do jeden z pozostałych trzech skrzyni.

Charlotte: Scyzoryk..

Veronica: A ja mam lakier do paznokci! Jeej!

Nagle okna i drzwi zatrzasnęły się. Wkrótce i światło zgasło. Wszyscy wpadli w panikę.

Veronica: Ktoś nas chce zabić! Aaaaa.

Zoey: O nie! A co jeśli Martin i Selisha już zostali zabici?

Charlotte: Musimy uciekać!

Henry: Tylko jak? Przecież my nic nie widzimy!

Brendon: Zaraz, przecież Henry ma latarkę!

Henry: Ehh.. Obawiam sie ze ją zgubiłem.

Moreno: No świetnie. Jesteśmy w kropce!

Emma: Uspokójcie się. Tu gdzieś powinna być spiżarnia. Niech każdy zbliży się do ściany i poszuka drzwi.

Każdy pomimo strachu starał się wykonać polecenie Emmy.

Zoey: Hej! Chyba znalazłam jakieś drzwi!

Henry: Otwórz je.

Zoey otworzyła drzwi. Wszystkim ukazało się światło dzienne.

Henry: Brawo Zoey, znalazłaś wyjście!

Wszyscy pozostali od razu wybiegli na zewnątrz.

Moreno: Chyba ubyło nam Brendona i Emmy..

Charlotte: O nie! Veroniki tez nie ma!

Charlotte chciała wbiec ponownie do środka, jednak Henry jej nie pozwolił.

Henry: Nie możemy tam wracać. Musimy trzymać się razem!

Charlotte: Spadaj. Nie będziesz mi mówił co mam robić.

Odepchnęła go i weszła do środka. Jednak po chwili wybiegła z piskiem.

Charlotte: Tam jest krew! Uciekajmy!

Jo: Żartujecie sobie? To pewnie tylko głupi Chef w przebraniu, i myśli ze uda mu się nas nastraszyć.

Charlotte: Jak sobie chcesz idiotko. My uciekamy do Chrisa!

Jo odważnie weszła z kijem bejsbolowym do środka. Kiedy pozostali oddalili się, słychać było jej krzyk i odpaloną piłę mechaniczną.

Przyczepa Chrisa[]

Pozostała piątka udała się do przyczepy Chrisa, aby upewnić się czy to wszystko nie jest tylko głupim zadaniem. Niestety, na miejscu mogli tylko pocałować klamkę..

Charlotte: No świetnie! Przyczepa jest zamknięta.

Charlotte szarpała za klamkę.

Zoey: Wiecie co.. Chyba nie powinniśmy uciekać ze stołówki. A co jeśli pozostali nas potrzebują?

Henry: Raczej nic z nich już nie zostało.

Zoey przygryzła wargi na samą myśl, że i ją mogło to spotkać.

<Zoey: Dopiero co rozwiązali drużyny, a już chcą nas zabić?>

Moreno zajrzal przez okno.

Moreno: W domku nikogo nie ma.. Być może Chris i Chef również zostali zabici?

Brick: Gdybyś nie wygonił Selishy za okno to z jej kataną moglibyśmy czuć się bezpieczniej!

Charlotte: A co, potrzebujesz ochrony na każdym kroku?

Brick się zawstydził.

Brick: Nie, ale.. Martwię się o nią.

Nagle usłyszeli odgłos nadchodzącej piły mechanicznej. Wszyscy od razu rzucili się do ucieczki, rozdzielając się po drodze.

Polana[]

Moreno i Brick uciekali ile sił mieli w nogach w kierunku polany. Niestety, morderca biegł za nimi i co raz bardziej się do nich zbliżał. Zanim zdążyli wbiec na polane, próbowali jakoś zmylić morderce.

Brick: Powinniśmy jakoś go zmylić! Jeśli nie, zabije nas!

Moreno: Cały czas próbuje, ale on jest za sprytny żeby dać się zgubić.

Brick: Polana już blisko, co zrobimy?

Moreno: Przeżyć muzę tylko jeden z nas.

Moreno zwolnił i podstawił nogę Brickowi. Ten zaliczył glebę i upadł.

Moreno: Sorki amico, ale to jest gra.

Brick nie zdążył wstać i morderca go dorwał. Moreno przebiegł jeszcze kawałek i schował się za jednym z drzew. Po chwili słychać było tylko głośny pisk Bricka.

Wioska[]

W kierunku wioski natomiast pobiegli Zoey, Henry i Charlotte. Każdy szukał sobie jakiegoś bezpiecznego domu, jednak wszystkie były zamknięte. W końcu Zoey udało się znaleźć jeden duży, otwarty i pusty.

Zoey: Henry, znalazłam schronienie!

Pierwsza do Zoey przyszła Charlotte, i odepchnęła Zoey.

Charlotte: Nie wrzeszcz tak idiotko, bo to od teraz moje schronienie.

Zoey: Ale..

Charlotte: Bez żadnych ale! Idź sobie znajdź coś innego.

Po chwili przyszedł również Henry.

Henry: Co się dzieje?

Charlotte: Ten rudzielec chce mi ukraść kryjówkę. A to ja znalazłam ją pierwsza!

Zoey: Wcale nie! Nie kłam!

Warknęły na siebie. Henry nie rozmyślał za długo komu wierzyć.

Henry: Charlotte, nie oszukuj. To Zoey znalazła sobie kryjówkę.

Charlotte: Phi. A skąd możesz to wiedzieć?

Henry: Bo ufam jej. Znajdź sobie coś innego!

Charlotte: Nie będziesz mi mówił co mam robić! Jesteś moim ojcem, czy co?!

Henry: Nie, ale wywaliłaś Zoey z jej własnej kryjówki. A takie zachowanie jest żałosne.

Charlotte: Ja ci jeszcze pokaże kto jest żałosny..

Spojrzała na niego wrogo i z fochem odeszła od domku.

Henry: Zrobiła ci coś?

Zoey: Nie.. Ale dzięki za interwencje.

<Zoey: Nie potrafię opisać słowami mojego uczucia do Henrego! Jest naprawdę odważny i przy tym słodki!>

Nagle spowaznieli, poniewaz zauwazyli Moreno uciekajacego przed mordercą. Dodatkowo zmierzali w ich kierunku. Zoey i Henry natychmiast schowali się w domku. Moreno zauważył to i palcem wskazał mordercy domek w którym się schowali. Morderca uśmiechnął się szeroko i kopem otworzył drzwi od domku w którym znajdowała się ta dwójka.

Henry & Zoey: Aaaa!

Nie zdążyli nic więcej powiedzieć, gdyż morderca ich napadł. Moreno który z daleko przyglądał się tej scence, został nagle poklepany przez kogoś w ramie.

Charlotte: Sprytnie, sprytnie..

Moreno: He? Nie wiem o czym do mnie mówisz.

Charlotte: Nie udawaj głupiego, gdyż sama do głupich nie należę. Gdybyś nie był w spisku z mordercą to nie stał byś sobie teraz spokojnie.

Moreno: Moze i jestem w spisku, ale co z tego?

Charlotte: Nie martw się, nie wygadam nikomu.. Pod warunkiem, ze na dzisiejszej ceremonii zagłosujesz tak jak ja.

Moreno: Stoi.

Charlotte: Świetnie.

Zabójca wyszedł już z domku gdzie znajdowała się Zoey i Henry. Teraz zmierzał ku Moreno i Charlotte.

Morderca: Czas na zakończenie dzieła..

Charlotte: No i co teraz? Powstrzymaj go jakoś!

Moreno: Nie mogę!

Morderca rzucił się na nich z piłą, lecz oni odskoczyli.

Charlotte: To nie masz z nim spisku?

Moreno: Po pierwsze to nie on tylko ona, po drugie nie mogę jej zatrzymać.

Morderca: Jeszcze jakieś ostatnie słowo?

Charlotte: Tak. Szacun laska!

Morderca: Dzięki..

Po czym zaczęła bieg prosto na Moreno i Charlotte, którzy nie mieli drogi ucieczki. Znajdowali się przy samej ścianie jednego z domków. Nagle jednak Selisha rzucila sie na lianie w locie na morderce, przez co wypadła jej piła. Selisha zablokowala morderczynie i zaczela okladac ją pięściami po brzuchu.

Selisha: A masz ty przebrzydły staruchu! Nie powinieneś atakować moich przyjaciół.

Charlotte: No proszę.. Ta dziwaczka uratowała nam życie!

Chris: Nie tylko uratowała życie, ale i wygrała nietykalność!

Chris nagle pojawił się znikąd. Charlotte od razu zaczęła go tulić i całować.

Charlotte: Gdzie byłeś? Tak się o ciebie martwiłam.

Chris: Oglądałem wasze poczynania w tajnym namiocie.

Charlotte: A skoro udało nam się przeżyć.. To może my tez dostaniemy nietykalność?

Chris: Skoro tak prosicie, to macie. Ale wielkie brawa naleza sie naszej morderczyni. Victoria, możesz zdjąć maske.

Victoria: Ufff.. Słabi ci twoi zawodnicy. Po za Selishą oczywiście.

Chris: Oj tam słabi od razu.

[Spot Reklamowy][]

Victoria jest postacią LadyAnn176 i wystapi w Tropkiach Totalnej Porażki. Jak sobie poradzi? Przekonacie się czytając odcinki, które miejmy nadzieje pojawia się nie długo. :3


Ceremonia[]

Kilka godzin później, wieczorem wszyscy zawodnicy byli już otrząśnięci i "pozbierani" po zadaniu. Wcześniej zawodnicy wprowadzili się również do nowych stodół. Jedna dla chłopaków, a druga dla dziewczyn. Wszyscy również byli juz po głosowaniu i siedząc przed ogniskiem czekali na wyniki.

Chris: Witajcie na pierwszej ceremonii po rozłączeniu drużyn! Z tej okazji, postanowiłem ze zmienimy symbol bezpieczeństwa w programie. Tym razem otrzymacie.. dziesięć wideł. Po jednej dla bezpiecznej osoby.

Jo: Oszalałeś? A co jeśli ktoś nią dostanie?

Chris: No to.. zginie! Hehehe. Przechodząc do konkretów oddaliście już swoje głosy, i.. Musze przyznać ze jestem zaskoczony! Nawet jeśli sam znam wynik głosowania!

Veronica: Szybciej, bo muszę jeszcze umyć włosy.

Chris: Dobra. Selisha, Moreno i Charlotte są bezpieczni, ponieważ wygrali zadanie.

Chris rzucił im widły, a ci ich uniknęli.

Chris: Kolejnymi bezpiecznymi osobami są... Zoey... i Veronica!

Chris rzucił im widły. Zoey swojej uniknęła, a malująca się Veronica dostała widłami we włosy. Widły po zderzeniu rozbiły się na kawałki.

Chris: Dlaczego nikt nie chce łapać moich wideł? Czuje się obrażony.. Zostało jeszcze 5 wideł.. Kolejne trzy wędrują do... Brendona.. Emmy.. i

...

...

...

Jo.

Rzucił całej trojce widły. Tylko Jo swoje złapała.

Chris: Dzięki Jo! A wiec została jeszcze trojka chłopaków. Brick, Henry oraz Martin.

A kolejną bezpieczną osobą dzisiejszego wieczoru jest... Brick.

Brick uniknął rzuconej widły.

Chris: A wiec został tylko Martin i Henry. Przykro mi, ale ostatnia widła wędruje do..

...

...

...

...

...

...

(gwiżdże sobie)

...

...

...

...

...

Martina!

Henry: Coooo? Ale.. Dlaczego ja?

Charlotte: Teraz masz za swoje..

Charlotte wytknęła do niego język. Jednak wtedy nieoczekiwanie Zoey podeszła do Chrisa.

Zoey: Zaczekajcie! Niech Henry zostanie w grze. On zasłużył sobie na to dużo bardziej niż ktokolwiek inny..

Henry: Nie Zoey! Nie możesz!

Zoey: Mogę.. I wierze ze to ty wygrasz.

Podeszła do niego i pocałowała go, po czym dobrowolnie udała się na wykop wstydu.

Zoey: Zegnaj Henry.. Wygraj to. Dla nas!

Zoey wzbila sie w powietrze.

Henry: Nieeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee!

Chris: I tak oto poświeceniem Zoey dla ukochanego kończymy odcinek. Została jeszcze 10. Kto przetrwa, a kto pożegna się z milionem jako kolejny? Czytajcie kolejne odcinki Totalnej .. Porażki.. Wiejskiej... Legendy!!

Ankiety[]